Spostrzec krzywe uczesanie duszy
2016-01-22

Z alumnami WSD w Koszalinie rozmawia o. Józef Augustyn SJ


Kim chcielibyście być jako księża?

MAREK: Pierwsza rzecz, która mi przychodzi na myśl, jest taka, że jako ksiądz chciałbym przede wszystkim być kimś, kto się modli i poprzez modlitwę buduje wszystko. W chwilach, gdy brakuje na nią czasu, modliłbym się tym, co będę robił. Aby jednak to, co będę robił, nie stało się formalizmem czy też jedynie spełnianiem obowiązku, przymusu wynikającego z faktu, że jestem księdzem, najpierw chciałbym budować moją więź z Jezusem, opierając ją na modlitwie.

Na czym by to polegało?

FILIP: Swoją wizję kapłana tworzę, obserwując księży, z którymi mam kontakt w parafii, w diecezji, w seminarium. Chciałbym, żeby kapłan kojarzył się z Eucharystią. Dlatego pierwszą rzeczą, którą chciałbym robić jako ksiądz, jest prowadzenie ludzi świeckich do ołtarza. Myślę, że ważne jest pokazanie im wartości adoracji, Mszy Świętej, zwrócenie ich uwagi na to, że rolą kapłana jest przekazywanie Chrystusa. Drugim elementem mojej wizji księdza jest spowiedź. Gdy chodzi o katechezę, głoszenie słowa Bożego, na co dzień, to chciałbym pokazać, zwłaszcza młodym ludziom, wartość Ewangelii, uzmysławiając im, że można nią żyć, że nie jest ona oderwana od ich świata, przeżyć i wartości.
WOJTEK I: Gdy wstępuje się do seminarium, na podaniu, które przynosi się do księdza rektora, trzeba napisać swoją motywację. Pamiętam, że - z pewnością bardziej z przekory i z chęci bycia niestandardowym,
?? napisałem, iż chciałbym iść w świat ze świadectwem prawdy. Wtedy, stwierdzenie to było dla mnie górnolotne i dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że pewnie nie do końca uświadomione. Pobyt w seminarium pokazał mi jednak, co tak naprawdę znaczy ta wtedy jeszcze ?raczkująca" motywacja. Dzisiaj jest ona dla mnie bardzo konkretna. Jeśli się spojrzy na współczesny świat, to widać w nim jakieś błaganie o prawdę, i to właśnie kapłan mają dawać. Prawdę pisaną przez wielkie ?P" i prawdę pisaną przez małe ?p". Najpierw sam wsłuchuje się w Jezusa Chrystusa, w Jego słowo, fascynuje się tą Prawdą i potem się nią dzieli. Myślę, że ksiądz powinien być entuzjastą Dobrej Nowiny, nie urzędnikiem, a pasjonatem, działającym z przekonaniem, z wielkim zaangażowaniem. Nie chciałbym jako kapłan być kimś w rodzaju telegrafisty, który beznamiętnie wysyła otrzymane informacje. Chcę być księdzem, który wczytuje się w słowo Boże i przekazuje je przykładem swojego życia, sprawowaniem liturgii w sposób święty, z pietyzmem, dawaniem siebie na miarę maksimum swoich możliwości.
NORBERT: Nazwę to tak: ksiądz powinien być człowiekiem wierzącym i wszystko, co robi, całe jego życie ma mieć bardzo konkretne odniesienie do Chrystusa. Jeżeli tego zabraknie, to jego żywot pozostaje żałosny - nie założy normalnej rodziny i wielkich pieniędzy nie zrobi, w dodatku musi być posłuszny biskupowi i w sumie ani nie będzie dobrym księdzem, ani sobie nie pożyje. Druga myśl związana jest z Eucharystią - chodzi o pragnienie, aby zawsze w czasie Mszy Świętej się modlić, autentycznie w niej uczestniczyć. Ufam, że na tym fundamencie można dalej budować.
SEBASTIAN: Powołanie i bycie księdzem bardzo mocno kojarzą mi się z postawą wolności, opartej na dobrze ugruntowanym pokoju wewnętrznym. Ludzie nie chcą księży, którzy będą tacy jak oni, chociaż zgadzają się z tym, że ksiądz jest człowiekiem i ma takie same potrzeby jak wszyscy. Natomiast bardzo lubią, gdy jest on ?inny", ale nie w sensie oryginalności, tylko w tym, że potrafi stawić czoło sytuacjom, w których im jest trudno. Traktują go jako wzorzec, widząc, że jest uczciwy, bardziej ludzki, że się nie unosi, że nie jest to udawane, że jest wolny w relacjach do osób. Dla mnie ważne jest to, żeby być księdzem, który wie, kim jest, i wie, po co jest. Kiedy ksiądz przestanie wierzyć Jezusowi Chrystusowi, gdy straci ten punkt odniesienia, wówczas zapomina, kim jest, gubi się i ?wylatuje z orbity. Mocne przylgnięcie do Jezusa Chrystusa pozwala zdobyć taką wolność, która umożliwia otwarcie się na bardzo różnych ludzi ze spokojem, że ten drugi nie jest kimś, kto mi może zagrozić, zaszkodzić czy coś złego uczynić. Podchodzę do tego z takim wielkim pokojem, bo wiem, kim jestem i po co jestem.
ADAM: Ksiądz kojarzy mi się przede wszystkim z Eucharystią i ze spowiedzią. Dlatego chciałbym być księdzem, który przekazuje ludziom Jezusa, Tego, którego doświadczyłem w tych sakramentach. Inne sprawy mogą ?załatwić" ludzie świeccy, których trzeba bardziej zaangażować w życie Kościoła. Myślę, że ksiądz powinien robić tylko to, co jest mu przypisane: głosić Chrystusa i dawać Go w sakramentach.
WOJTEK II: Zawsze zastanawiałem się nad zdaniem z Listu do Hebrajczyków i nad Psalmem 110, które mówią, że jesteśmy kapłanami na wieki. Chodzi mi właśnie o to ?na wieki". Nasze kapłaństwo jest w pewnym sensie pozaczasowe. Księdzem - tak myślę -jest się zawsze. Czasami wydaje się - obserwuję to jako kleryk, - że mamy jak gdyby rozdwojenie jaźni. Kapłanem jestem na przykład tylko przy ołtarzu, jako szafarz sakramentów, później w zakrystii jestem już kimś innym, mam inne podejście do tego, co robię, a poza działalnością czysto kościelną - jeszcze kimś innym. Księdzem jest się zawsze, nawet, jeżeli nie wykonuje się czynności czysto duszpasterskich. Jego kapłaństwo, bowiem wyraża się we wszystkim, co mówi, co czyni, także w stroju. Ksiądz zawsze powinien o tym pamiętać.

Żyjemy w szczególnym czasie pewnego przełomu po 1989 roku. Widać duże przyspieszenie cywilizacyjne, zwłaszcza w stylu zachowania się ludzi, w ich wyższym standardzie materialnym. Czasy się zmieniają, ale Kościół wciela się również w czasy. Wprawdzie Ewangelia jest nieśmiertelna, a Jezus wczoraj, dziś i jutro ten sam na wieki, ale formy głoszenia Ewangelii i odnoszenia się do ludzi, styl bycia księdza, bardzo się zmieniają. Na ile chcielibyście powtarzać dotychczasowe wzorce kapłańskie, a na ile tworzyć postać księdza potrzebnego w tych nowych czasach?

MAREK: Jezus powiedział, że nowe wino należy lać w nowe bukłaki. Księżom często zarzuca się to, że nie mają czasu, są zabiegani, kryją się za furą obowiązków. Wtedy może pojawiać się głos, że bardziej widać instytucję niż ducha. Najpierw jednak trzeba być świadkiem. Chciałbym być księdzem, który jest dyspozycyjny...

Czy spotkałeś takich księży?

MAREK: Tak, spotkałem. Ale przyznaję, że ogólnie rzecz biorąc mało jest u duszpasterzy tej dyspozycyjności. Wiadomo, że musi ona wypływać z podstawowej posługi kapłana, ale i rozszerzać się na środowisko, w którym on się znajduje. Życie parafialne dostarcza całej gamy możliwości twórczych, które ksiądz, niekoniecznie bezpośrednio sam, ale przy pomocy ludzi świeckich, może wykorzystać. Wydaje mi się na przykład, że teraz, w tych czasach, ludzie potrzebują przeżyć nie tylko religijnych, ale także estetycznych. W dziedzinie kultury można naprawdę dużo zrobić. Doświadczyłem tego w mojej parafii, gdzie odbyła się parafiada - festyn parafialny z koncertem muzyki rockowej dla młodzieży. Jest to pewna nowa możliwość - nie jedyna, ale jedna z wielu.
SEBASTIAN: Kiedyś bardzo mocno stawiało się za wzór tak zwane duszpasterstwo masowe. Do kościoła przychodziły bardzo duże tłumy ludzi, ale później się szybko zmyły i teraz przychodzi mniej niż połowa parafian. Gdzie są tego przyczyny? Myślę, że ksiądz musi być bardziej radykalny w tym, co robi. Tu nie można się ukryć za pewną strukturą, za instytucją...

Ale, w jakim sensie bardziej radykalny?

SEBASTIAN: Musi być po prostu bardziej świadkiem tego, że to, co mówi, jest prawdziwe. To po prostu widać. Patrząc na niego, nawet niekoniecznie słuchając tego, co mówi, ludzie to docenią, nawet ci, którzy nie są zaangażowani w życie Kościoła. Czasami niewierzący nawet łatwiej to dostrzegają. ?Patrz, to jest ksiądz, bo on postępuje tak czy tak." Myślę też, że trzeba przełożyć akcent duszpasterstwa na indywidualną pracę z człowiekiem.

Na czym miałaby ona polegać?

SEBASTIAN: Ludzie mają konkretne problemy i przychodzą z nimi do księdza. Czasami odnoszę wrażenie, że są zbywani, że księża nie są przygotowani na to, aby z nimi rozmawiać. To nie jest anonimowy tłum. Przychodzi ktoś i mówi, że słuchał tego czy tamtego, i prosi księdza o jego opinię. Jeżeli ksiądz będzie kolejnym rozmówcą, który odpowie tak jak telewizor albo radio, to człowiek ten po prostu odejdzie i nic nie zyska. Myślę, że ksiądz ma tutaj jedyną szansę do wygrania - o ile będzie naprawdę żył Chrystusem...
Chodzi o zauważenie ludzi przychodzących do kościoła: jak się zachowują, czy przychodzą codziennie, czy czegoś poszukują... Nieraz komuś jest jakby trudniej porozmawiać. Przychodzi do zakrystii, o coś pyta, a ksiądz powinien umieć intuicyjnie spojrzeć na jego problem. Rozejrzeć się za tymi, którzy przychodzą niekoniecznie z pobudek czysto religijnych, natomiast w sposób podświadomy czegoś pragną ze strony księdza, czegoś potrzebują, czegoś szukają i wiedzą, że mogą u niego to znaleźć. Brakuje ze strony księdza wyjścia ku ludziom w bardzo banalnych sprawach. Nieraz jakiś biedak przychodzi, a ksiądz ?załatwia" go, dając mu osobny stół, miskę i on tam je, a ksiądz je gdzie indziej, i jest w tym pewien zgrzyt. Trzeba bardziej wyjść ku człowiekowi.
WOJTEK I: Każdy z nas ma zapisane w pamięci pewne osobowe wzorce kapłaństwa. Z moimi latami dzieciństwa, z latami bycia ministrantem kojarzy mi się kapłaństwo bliskie człowiekowi... Dla mnie osobiście polegało ono na życzliwym uśmiechu, na zaspokajaniu nieustannych pytań ciekawskiego brzdąca, potem na dawaniu mu dobrych lektur i kształtowaniu spojrzenia na świat. Kapłan dnia jutrzejszego powinien być równie, a nawet jeszcze bardziej otwarty na ludzi: może mniej administratorem, a bardziej ewangelizatorem, który potrafi się zaangażować w sprawy ludzi, do których jest posłany.

Jakich cech jeszcze będzie się wymagało od księdza?

ADAM: Myślę, że potrzebny jest kapłan, który nie będzie się bał oddać pewnych spraw ludziom świeckim i organizować w parafii małych grup, małych wspólnot. Wiadomo, że duszpasterstwo masowe, w dzisiejszym czasie zwielokrotnienia różnych możliwości, nie przyniesie efektów, dlatego, że ludzie szybko się nim znudzą.

Czy to znaczy, że - Twoim zdaniem - ludzie unikają dziś masowego duszpasterstwa?

ADAM: Każdy chce być potraktowany jako osoba, a nie jakaś cząstka większej całości. Być może z tego powodu ludzie powoli odchodzą od Kościoła. Myślę, że lekarstwem na to są małe grupy, małe wspólnoty parafialne, w których kapłan nie będzie się bał oddać tego, co oddać można, w ręce ludzi świeckich. Wiadomo, że księża nie wszędzie mogą się pojawić. Jest ich za mało, żeby zajmowali się wszystkim.

Czyli cechą charakterystyczną kapłana w przyszłości będzie jego współpraca ze świeckimi?

ADAM: Zdecydowanie tak.
FILIP: Wbrew temu, co się dziś obserwuje, wbrew szukaniu nowych rozwiązań, których w Kościele jest coraz więcej, wydaje mi się, że należałoby docenić prostotę środków. Ludzie najbardziej sobie cenią nie jakieś wielkie spektakularne, widowiskowe akcje, ale zwykłe momenty spotkań w konfesjonale. Bliski jest im obraz kapłana, który się modli i który potrafi porozmawiać z człowiekiem. Są to bardzo proste, niespektakularne chwile, ale to one są najważniejsze. Myślę, że na dzisiejsze czasy właśnie taki ksiądz jest potrzebny - prosty, przejrzysty, który nie będzie szukał nie wiadomo, jakich rozwiązań.
WOJTEK II: Mnie natomiast podoba się to, że proboszcz mojej parafii potrafił z niej stworzyć także szerszy ośrodek. Ludzie przychodzą tam nie tylko na Msze święte do kościoła. Parafia nie kojarzy im się jedynie z kancelarią, ale jest tam jeszcze sklep parafialny, szkoła
?? całe pole działalności.

Czy w Twoim odczuciu założenie przez księdza sklepu, banku czy magazynu jest wizją kapłaństwa przyszłości?

WOJTEK II: Trzeba to oczywiście robić z głową, by nie stworzyć z parafii supermarketu. Jednak w mojej parafii wielu ludzi z tego sklepu otrzymuje różne rzeczy za darmo. Zyski z niego idą na finansowanie parafialnej Caritas. Wydaje mi się, że to też jest jakiś pomysł na przyszłość.

Jest to działalność gospodarcza parafii czy próba wyjścia naprzeciw ubogim?

WOJTEK II: Jest to przejawem tego, że troska pasterza o owce nie ogranicza się tylko do ich duchowego wzrostu, czyli zapewnienia im sakramentów, co jest, oczywiście, najważniejsze
?? żeby była spowiedź w określonym czasie, żeby była adoracja przez cały dzień w kościele, jakaś kaplica, z boku, gdzie każdy może sobie przyjść, żeby były Msze święte, żeby zawsze kult był dobrze zorganizowany. Ale ważne jest też coś innego: troska o tego samego parafianina od strony materialnej. Trzeba zauważać ubogiego, żeby mógł przyjść do parafii, aby załatwić też inne niż duchowe sprawy, czysto ludzkie. Żeby także z tym parafia mu się kojarzyła ?? nie tylko z plebanią, kościołem, biurem parafialnym. Oczywiście, nie można położyć akcentu na to, że ksiądz prowadzi sklepy czy magle, a na przykład zaniedbuje liturgię.

Bardzo ważnym sposobem pomagania innym jest kierownictwo duchowe. Jak wygląda wasze doświadczenie tego kierownictwa w seminarium? Jakie są jego blaski i cienie?

FILIP: Moja przygoda z kierownictwem duchowym zaczęła się jeszcze w szkole średniej, gdy znalazłem się w środowisku oazowym. W grupie, do której należałem, kładziono duży nacisk na potrzebę pracy nad sobą pod kierunkiem zaufanego kapłana. Była to w pewnym sensie nasza chluba, która miała świadczyć o dojrzałym podejściu do chrześcijaństwa. Opiekował się wtedy nami młody ksiądz, który, siłą rzeczy, musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za prowadzenie wszystkich potrzebujących kierownictwa duchowego. Już wtedy zauważyłem, że on, okupowany przez kilkunastu młodych ludzi zainteresowanych głębszymi rozmowami, nie był w stanie sprostać wyzwaniu. Chciał czy nie, każdą wolną chwilę zmuszony był poświęcać na spotkania z nami. Nie miał nawet fizycznej możliwości wyłączenia wiecznie dzwoniącego domofonu, chwilami wręcz padał ze zmęczenia. To było na granicy ludzkiej wytrzymałości. Także jeżdżąc tu i ówdzie na rekolekcje, miałem okazję korzystać z tej formy pomocy kapłanów. Było to dla mnie bardzo pozytywne doświadczenie. Potem wstąpiłem do seminarium. Od początku wiedziałem, którego z ojców duchownych poproszę o kierownictwo, gdyż kiedyś miałem okazję widzieć go w działaniu i dużo słyszałem o nim takich rzeczy, które do mojej wizji pracy nad sobą bardzo pasowały. Zaczęliśmy tę pracę wspólnie na pierwszym roku i jestem Panu Bogu wdzięczny za jej owoce. Jest to skarb, który wciąż odkrywam. Nie wiem, na ile w moim kapłaństwie uda mi się być dyspozycyjnym dla wszystkich, którzy będą oczekiwali ode mnie kierownictwa duchowego. Jeżeli Pan Bóg będzie działał i jeżeli będzie ludzi prowadził także przez moją pracę, to siłą rzeczy takie osoby zaczną się pojawiać. Zaczną prosić, szukać
?? i w pewnym momencie skończą się moje zwykłe, ludzkie możliwości. Myślę, że będzie tu trzeba dużo łaski rozeznania, żeby znaleźć jakiś umiar, jakieś granice, a z drugiej strony, żeby człowieka nie odepchnąć, nie zostawić?na lodzie". Jest to też dramat ludzi świeckich, którzy nie mają dostępu do tylu kierowników duchowych, by mogli oni zaspokoić wszystkie ich oczekiwania i żeby każdemu mogli poświęcić tyle czasu, ile wymaga. Bo z tego, co się orientuję, zainteresowanie kierownictwem duchowym w różnych środowiskach jest coraz większe.

W adhortacji apostolskiej Pastores dabo vobis Papież podsuwa księżom radę, że warto odłożyć inne ważne sprawy, aby się poświęcić, kierownictwu duchowemu. Trzeba, więc będzie tu dokonywać wyborów i myślę, że pewne rzeczy, które my, kapłani, robimy, mogą robić też świeccy. Ale problem wciąż jest otwarty...

WOJTEK I: Życzenie, które kieruję pod swoim adresem, po kilku latach spędzonych w seminarium, po własnym doświadczeniu korzystania z kierownictwa duchowego, jest następujące: nie chciałbym traktować ojca duchownego jako karetki reanimacyjnej. Polega to na tym, że kiedy jestem duchowym truposzem, to udaję się do ojca, aby ten dokonał cudownych zabiegów, które przywrócą mnie do właściwego funkcjonowania. Dla harmonijnego wzrostu istnieje potrzeba stałej konfrontacji, posiadania jakiegoś zwierciadła, przed które można w zabieganiu pójść i tam spostrzec, że gdzieś na duszy jestem krzywo ?uczesany" albo w ogóle strasznie źle się prezentuję. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że w kierownictwie duchowym jest jeszcze jedna wartość: ojciec nie tylko pomaga, asystuje w procesie uzdrawiania, ale także wyzwala ukryty we mnie potencjał dobra, drzemiące we mnie zdolności i charyzmaty. To jest bardzo piękne. Ojciec mi mówi: ?Słuchaj, Ty możesz stać się przyczynkiem jedności w jakimś tam środowisku". ?Ja? Jak to?" - protestuję. Jednak po roku okazuje się, że rzeczywiście mogę to zadanie zrealizować. W przyszłości chciałbym być takim kapłanem, który wyzwala umiejętności i odkrywa u innych charyzmaty.
MAREK: Dla mnie kierownictwo duchowe jest ogromnym zmaganiem. Najpierw z samym sobą, ponieważ związane jest z moją decyzją. Ojciec mówił mi:, ?Jeśli chcesz pogadać, a jest Ci ciężko, to masz tutaj pukawkę i pukaj do moich drzwi" - i tak to właśnie wyglądało. Musiałem potwierdzać to, że chcę, a wtedy ojciec oczywiście mi pomagał. Przychodzi mi tutaj na myśl walka Jakuba z aniołem, zmaganie się o Pana Boga we mnie, o jakieś Boże tereny, które On we mnie oczyści. On sam będzie tam mieszkał -jeśli tylko zechcę, jeśli tylko będę nad sobą pracował, ponieważ Pan Bóg jest delikatny w stosunku do mnie. Jeszcze raz chciałbym powtórzyć, że kierownictwo duchowe jest dla mnie ogromnym zmaganiem. Decyzja należy do mnie. Muszę chcieć, żeby Pan Bóg we mnie zamieszkał.

Czy widzisz siebie jako kierownika duchowego? Czy jest w Tobie pragnienie, żeby ofiarować ludziom tę posługę?

MAREK: Oczywiście, pragnienie jest ogromne. Pozostaje jednak pytanie: jak powiedzieć ludziom, że Pan Bóg przyjmie każdy ból, każdą ranę, że chce je uzdrowić? Jak to zrobić? Na dzisiaj te możliwości redukują się do dania rady w stylu: ?Tak i tak zrób na początek, a później szukaj sobie kierownika duchowego, który jest doświadczony, i on Cię, poprowadzi".
NORBERT: Bardzo ciekawym doświadczeniem z kierownictwa duchowego było dla mnie zdobywanie wolności wobec pewnych trudnych spraw. Jedną rzeczą jest to, co ojciec mi powie, ale drugą niemniej ważną to, że ja wypowiadam swoje problemy. Werbalizując je, układam je jakoś bardziej racjonalnie i to umożliwia mi przyjrzenie się im z trochę innej perspektywy. Zresztą sam fakt, że je wypowiadam, pozwala mi nabrać do nich dystansu. Nie są już wtedy takie straszne i zagmatwane, jak wyglądały w pierwszej chwili, skoro mogę się nimi podzielić i ojciec mnie nie kopnął za to, że jestem zły.

Czy chciałbyś pełnić posługę kierownika wobec ludzi świeckich, a także wobec współbraci kapłanów?

NORBERT: Będę starał się być kierownikiem duchowym. Mam nadzieję, że będę dobrym. Samemu doświadczając prowadzenia, mam już dosyć ważny fundament do tego, żeby potem starać się zostać kierownikiem. Na pewno później trzeba dużo pokory, aby nie wpaść w takie myślenie: ?Oto teraz ja, Ł¤wielki mistrzŁ?, pomagam wszystkim wokoło". Trzeba raczej uznać, że czasami ludzie mają większe problemy niż te, o których ja w życiu słyszałem. Chodzi o to, aby podejść do nich z wielkim szacunkiem.
ADAM: Korzystając z kierownictwa duchowego w seminarium, zawsze mam taki niedosyt: nie jest najważniejsze to, co kierownik duchowy mi powie, tylko to, czego mi nie powie. Chciałbym, żeby mi rozwiązał problem, a on mnie zmusza do tego, żebym sam pomyślał o tym, co się we mnie poruszyło. Zwykle mam błędne oczekiwania względem kierownika:, że będzie taką Pytią delficką i do mnie należeć już będzie tylko przyjęcie i wcielenie w życie słów wyroczni. A zwykle jest tak - Pan Bóg mi to zawsze funduje - że wręcz przeciwnie, muszę dalej dany temat sam pogłębiać. Do tej pory zachęcało mnie to do pracy nad sobą. Było to też impulsem do dojrzałości. Przecież kierownictwo duchowe ma prowadzić do wewnętrznej dojrzałości: nie do uzależnienia się od osoby kierownika, tylko wręcz przeciwnie, do uniezależnienia się i do zbudowania relacji sam na sam z Bogiem, w której właściwie kierownik duchowy niknie, odchodzi na bok. Jest to jednak trudne, bo uczę się na swoich błędach, na niewłaściwych oczekiwaniach, które mi pokazują moją niedojrzałość. Wskazują też, nad czym można jeszcze popracować, i stanowią temat do dalszych rozmów z kierownikiem. Jeżeli chodzi o chęć kierownictwa duchowego w przyszłości, to jako ksiądz chciałbym przede wszystkim słuchać. Bardziej słuchać człowieka, niż udzielać mu od razu dobrych rad.
SEBASTIAN: Podobnie jak dla Marka kierownictwo jest dla mnie zmaganiem i pokazuje mi pewną ciekawą prawidłowość. Kiedyś, chyba na pierwszym czy na drugim roku seminarium, poszedłem i powiedziałem ojcu wszystko, co myślę, z intencją: ?Niech on coś zrobi, by mi było lepiej". Minął rok, drugi, i właściwie nic się nie zmieniło. Minął trzeci, a problemy zostały. Zmienił się tylko sposób patrzenia na samego siebie. Otóż ojciec powiedział mi w pewnym momencie: ?To nie jest tak, że te problemy po prostu gdzieś giną, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po prostu spojrzenie na problem się zmienia i przestaje on Cię absorbować. Jeżeli starasz się go rozwiązywać, to przestaje on mieć taki wpływ na Ciebie". Zrozumiałem, na czym polega uzdrowienie: problem nie ginie, tylko zostaje przemieniony. Nadal jest moją bolączką, natomiast już mnie nie zabija wewnętrznie. Zauważyłem też, że ojciec w pewnym momencie przestaje być niańką. Czasami odnoszę wrażenie, że wie zdecydowanie więcej na dany temat, natomiast nie chce tego powiedzieć głośno. Stawia mnie w sytuacji poszukiwacza i przenosi punkt ciężkości z mych problemów na Jezusa Chrystusa, który maje uleczyć. Nakierowuje moje myślenie na adorację
?? a to bardzo pomaga. Zaczynam rozumieć, że Pan Bóg nie jest supermarketem, do którego wchodzę, wybieram, co chcę, a On mnie jeszcze uzdrawia. Mam spotkać Boga, by moje problemy mogły przy Nim się rozwiązywać, a nie na odwrót: uzdrowienie, a dopiero potem spotkanie z Bogiem.

Na ile chciałbyś być kierownikiem duchowym?

SEBASTIAN: Myślę, że chciałbym być kierownikiem duchowym. Zawsze podziwiam ludzi, których proszę o radę. Czasami mówią rzeczy niestandardowe, których nie można nigdzie przeczytać, a jednocześnie bardzo prawdziwe. Zadaję sobie wtedy pytanie: gdzie oni nabywają taką mądrość i pewność? Na modlitwie
?? zaraz sam sobie odpowiadam. Czegoś takiego bardzo bym pragnął, jest to z pewnością niezwykle pomocne w kierownictwie duchowym. To nie tylko moje oczytanie, ale coś znacznie głębszego. Intuicja.
MAREK: Dla mnie w kierownictwie duchowym ważne było to, że ojciec pokazał mi, jak patrzeć na siebie, żeby się nie przerazić. W czasie spotkań wychodziły na jaw różne rzeczy, których wcześniej nie zauważałem w swym wnętrzu, a teraz zaczynały budzić lęk. ?To takie straszne, ja chyba nie dam sobie rady. Dlaczego tutaj jestem? Nie powinienem tu być"
?? powtarzałem w duchu. Z drugiej strony przecież Pan Bóg mnie takiego wybrał. Teraz, po jakimś czasie pracy nad sobą, potrafię na te problemy spojrzeć troszeczkę inaczej, czyli od strony Boga, Jego miłości, Jego miłosierdzia i wiem, że właśnie takiego Pan Bóg mnie kocha. Dostrzegam głębię Jego miłości, kiedy widzę, jakiego mnie ukochał, powołał, jakiego mnie przygarnia, akceptuje, chce leczyć i takim się posługiwać.


Opracował Paweł Bieliński
(zaczerpnięto z: Pastores 11 (2) 2001)